Granice? Jak wam się to słowo kojarzy? Mi dobrze, z bezpieczeństwem, byciem po swojej stronie, szacunkiem dla siebie i innych, stałością i elastycznością jednocześnie. A granice w relacji z dzieckiem? Zdarzyło mi się, jakiś czas temu, dyskutować pisemnie z mamą i administratorką grupy rodzicielstwa bliskości na FB, która twierdziła, że w relacjach z dzieckiem nie stawia granic. Zaskoczyło nie to przyznam, bo jak w takim razie dziecko ma się nauczyć, że nie wszystko mu wolno i że inni zawsze mają prawo powiedzieć nie.
Czym właściwie są te granice?
Granica definiuje to, na co się zgadzasz lub nie zgadzasz. To z czym czujesz się w porządku i to, na co nie chcesz innym, w tym dziecku pozwolić. To odpowiedzenie sobie na takie pytania jak: jak może zwracać się do mnie dziecko – co toleruję, a na co pod żadnym pozorem się nie zgadzam, ile razy muszę powiedzieć coś, żeby zostać usłyszanym, o której chcę, żeby moje dziecko chodziło spać tak, żebym miała/miał poczucie, że mam również czas dla siebie? itd. Można właściwie powiedzieć, że granice to pewne zasady, które wprowadzasz, by zadbać o siebie i o dziecko.
Bo granice są dobre dla dzieci….
Dzięki nim uczą się, że ich wolność sięga tam, gdzie kończy się prawo do samostanowienia innego człowieka, i że mama i tata dużo wytrzymają, i w pewnym momencie powiedzą stop i będzie to stop nieodwołalne. Jasne reguły i zasady dają dzieciom poczucie bezpieczeństwa, zarówno fizycznego jak i psychicznego i przewidywalności. To fundament, na którym mogą się oprzeć i który wyznacza obszar do testów, prób i podejmowania własnych decyzji. Wyobrażam sobie, że wspólne życie moich dzieci i moje to ogromne pole – jak jako dorosły jestem odpowiedzialna za to, żeby całość upraw miała ręce i nogi, czyli żebyśmy mieli co jeść, gdzie spać, wiedzieli, jak mamy się do siebie odnosić, itp., żebyśmy nie wleźli przez przypadek na pole sąsiada i nie narobili szkody, czyli uczę je, co jest nasze, a co innych lub jak warto zachowywać się w różnych okolicznościach, i żeby chwasty się nie rozpleniły, hm tak myślę sobie, że tu chodzi o miłość i szacunek, a chwasty to, wszystko to, co jest ich brakiem. W ramach tego dużego pola moje dzieci mogą eksperymentować – wiem, że tu nie zrobią sobie krzywdy, a będą mogły sprawdzić, jakie konsekwencje mają ich rożne wybory i decyzje.
Co zrobić, by granice działały
No cóż, najpierw trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest dla mnie okej, a co nie. Zaczynam więc od samej siebie. Potrzebuję poświęć czas na to, by poznać moje wartości i ustalić ich hierarchię ważności. Następnie trzeba to zakomunikować. Być może warto powiedzieć, dlaczego to jest dla mnie ważne i jak się czuję, jeśli ktoś narusza moją granicę i jak będę reagować, kiedy zostanie ona naruszona.
Jeśli nie życzę sobie, żeby mój syn odzywał się do mnie w sposób wulgarny, najpierw muszę mu o tym powiedzieć. „Wiesz co, nie chcę, żebyś się tak do mnie zwracał, bo to dla mnie oznaka braku szacunku, a ja chcę, żebyśmy się nawzajem szanowali”. Potem mogę powiedzieć, jakie emocje wzbudza we mnie takie jego zachowanie. „Kiedy tak do mnie mówisz, jest mi z jednej strony przykro, a z drugiej mnie to wkurza…”. Mogę też opowiedzieć o konsekwencjach – dwojako – „i powoduje, że wcale nie mam ochoty być dla ciebie miła. W związku z tym, jeśli będziesz się tak do mnie zwracał, ja nie będę reagować i sobie pójdę”, czyli powiedzieć, co zrobię, a potem konsekwentnie to robić. Mogę też zapytać go, jak może pamiętać lub jak ja mogę mu przypominać o tym, żeby zwracał się do mnie z szacunkiem. Z naszej rozmowy wynikła jeszcze jedna rzecz. Zdał sobie sprawę, że odzywa się tak, tylko wtedy, kiedy jest zły i ustaliliśmy, że w takich chwilach będzie mówił: „Daj mi spokój” (hasło) i będzie to dla mnie informacja, żeby dać mu przestrzeń na pobycie samemu. I tak też zrobiliśmy. Czasami prośba o spokój jest wykrzyczana albo wypowiedziana przez zęby – nie mam z tym problemu, bo to akurat nie narusza mojej granicy. Był też moment, kiedy zapomnieliśmy o umowie, on nie podawał hasła, a ja nie dawałam mu przestrzeni i szybko okazało się, że wtedy jest bardzo niemiło. Odnowiliśmy umowę i obydwojgu nam jest przyjemniej. On też zresztą dzięki temu nauczył się, że ma prawo do samotności i może taka potrzebę komunikowi w sposób, który wyraża szacunek i dla innych i dla niego.
Oczywiście wszystko to ma miejsce kiedy i on i ja jesteśmy spokojni. Konstruktywnej rozmowy nie da przeprowadzić się, kiedy obydwoje jesteśmy wkurzeni, ponieważ wtedy żadne z nas nie jest w stanie wykorzystać potencjału racjonalnej i myślącej części mózgu, ani skupić się na jakimkolwiek rozwiązaniu. Tu też dobrze działa zasada równoczesnej uprzejmości i stanowczości.
Spójność w mówieniu i działaniu
A to przypomina mi o tym, że często granice które wyznaczamy wcale nie są naszymi granicami. Należą do mamy, babci albo sąsiadki. Co przez to rozumiem? Zdarza się nam przyjmować pewne wartości lub przekonania za własne, choć wcale – tak w głębi – się z nimi nie zgadzamy. Czasem tworzymy idealny obraz mamy (lub taty) jaką chcemy być i usiłujemy się do niego dopasować. Taka mama przecież nie pozwala dziecku położyć się na podłodze w domu (albo co gorsza w sklepie – co ludzie powiedzą?!) i wrzeszczeć, uczy spać w osobnym łóżku i koniecznie zawsze dzielić się wszystkim zabawkami. A co jeśli wrzaski twojej córki i wicie się po podłodze nie robią na tobie wrażenia, a twoim sposobem jest przeczekać i spokojnie mówić, chcesz spać ze sowim synem w łóżku i tulenie go sprawia ci przyjemność i wcale nie uważasz, że należy dzielić się zawsze i wszystkim? Co jest twoje? Co robisz z potrzeby serca, a gdzie się dopasowujesz i wcale ci się to nie podoba?
Odpowiedzi na te pytania wcale nie są łatwe. Wymagają poznania siebie, cierpliwości w zmianie nawyków i czasem pójścia pod prąd i działania wbrew oczekiwaniom innych – nawet najbliższych. Jednak gdy brak ci spójności w tym co czujesz, mówisz i jak działasz siła wysyłasz dziecku niespójny komunikat – ono go nieświadomie odczytuje i naciska tam, gdzie czuje, że może, wtedy się łamiesz i… masz być może poczucie porażki, że znów nie zastosowałaś się do postanowień. No cóż jeśli one nie są w 100%, brak ci motywacji, by się ich trzymać.
Czasem niespójność wynika też z tego, że jesteśmy zmęczeni, śpiący, mamy swoje rzeczy do zrobienia i zgadzamy się na kolejną bajkę – jak ja teraz, by dokończyć pisanie. Nigdy nie uda się nam zawsze zachowywać się zgodnie z tym, co postanowiliśmy. Warto jednak wiedzieć, czego się chce i na czym nam zależy, bo to jest zawsze dobry kompas. Kończę hasłem, że elastyczność zawsze wygrywa!
A jeśli macie ochotę pozgłębiać temat waszych granic, serdecznie zapraszam na warsztat 3 marca, gdzie między innymi tym się będziemy zajmować. Więcej informacji i zapisy tutaj.
1odpowiedz na "Gdzie są moje granice?"